znowu tak, jak gdybyśmy się rozstawali na zawsze, albo na bardzo długo.
Wyszedł a N.. N., odprowadziwszy go do drzwi, wrócił, mrucząc:
— Biedny człowiek, nigdy spokoju, ani chwili spokoju!
Nie chciało mi się rozpoczynać raz jeszcze „kwestyi kobiecej“ milczałem więc, patrząc w okno, przez które widać było gasnącą zwolna wieczorną zorzę.
Było mi trochę smutno. Nie dręczyły mię, co prawda, żadne złe przeczucia. Wiedziałem dobrze, że dzielnemu X. tyle już przedsięwzięć się udało, iż nie było żadnej racyi oczekiwać, by za tym razem powinęła mu się noga. Ale... kto wie, może za chwilę, gdy ja tu będę jeszcze spokojnie siedział, tam wśród tej miłej i cichej przyrody, przy tej pogodnie gasnącej zorzy, rozegra się jeden z dramatów granicznych, które przecież kończą się nieraz śmiercią.
Czas wlókł się leniwie, niecierpliwość moja wzrastała, Spojrzałem na zegarek — minęło zaledwie 20 minut od rozstania się z X. Więc jeszcze 40 minut czekania.
N.. N. siedział na łóżku i zdawał się wsłuchiwać w wieczorną ciszę. Po pewnym czasie prawie wesoło zawołał:
— Idzie! panie dobrodzieju, idzie!
W istocie usłyszałem pod oknem ciężkie kroki i lekkie gwizdnięcie. Później słychać było krótką, urywaną; rozmowę szeptem, odmykanie i zamykanie okna, wreszcie kroki zaczęły się oddalać.
Strona:PL Józef Piłsudski-Walka rewolucyjna w zaborze rosyjskim część I.djvu/074
Ta strona została uwierzytelniona.