czy tylko na miesiąc, dobrze — jeśli na dwa. Nie, mój drogi, wybacz, ale ja wasz obstalunek przerobię.
— Ależ — protestowałem — nie przebieraj miarki, po co wypisywać za dużo, żeby
bibuła nam była kulą u nogi.
— Et, gadanie — oburzył się X. — nie możecie jej trzymać u siebie, to niech leży u mnie. U pani Z* mam wspaniały skład, mógłbym tam cały londyński skład wpakować. Zobaczysz! Jak sobie chcesz, a do waszego obstalunku coś nie coś dopiszę. Ale my tu gadu, gadu, a już iść trzeba, już pół do dziesiątej. O tej porze pan Z* spać się kładzie. Spieszmy!
Czcionki leżały na łóżku w kolumnach, zawiniętych w gruby papier. Było tego na wagę do trzech pudów. Wsuwaliśmy kolumny do kieszeni spodni, kurtki i paltotu. Ciężar czcionek odrazu ściągnął ubranie ku ziemi, poczułem pewną niezręczność i brak swobody swych członków przy takiem opakowaniu siebie.
— Czy daleko iść mamy? — zapytałem.
— A co? może ci za ciężko, daj mi jedną kolumnę. Ja do tego rodzaju spacerów jestem już przyzwyczajony. Będziemy szli jakie pół wiorsty.
Nie zgodziłem się jednak na dodatkowe obciążanie przyjaciela, który tymczasem, świecąc sobie lampą, oglądał uważnie łóżko i podłogę koło stołu.
— Zgubiłeś co? — pytałem. — Trudno ci
Strona:PL Józef Piłsudski-Walka rewolucyjna w zaborze rosyjskim część I.djvu/076
Ta strona została uwierzytelniona.