— Witamy pana. czekamy na pana ze śniadaniem, pan X. już jest. Proszę!
Wszedłem do następnego pokoju, gdzieśmy poprzedniego dnia pili herbatę. Przy stole siedzieli: mój towarzysz, X. i pan Z., szczupły, wymizerowany mężczyzna z osowiałym, prawie nieprzytomnym wzrokiem.
— Mój mąż, pan S...ski — naprędce skomponowała mi nazwisko pani Z.
Podaliśmy sobie ręce. Pan Z. nie zapytał mię o nic, nawet nie spojrzał. Oczy jego pożądliwie spoglądały na stół, zastawiony różnego rodzaju jadłem.
— Niech pan siada! — zapraszała pani Z. — Zaraz po śniadaniu jedziemy, by zdążyć na pociąg. Obiadu pewnie jeść nie będziemy. niech więc pan się posila.
W ogólnej rozmowie, którą prowadziliśmy przy stole, pan Z. nie brał udziału wcale. Od czasu do czasu. gdy usłyszał jaką nazwę miasta lub miasteczka, przerywał jedzenie, głupkowato oglądał obecnych, namyślał się widocznie nad czemś i nagle wypalał:
— Libawa — kurlandzkoj gubiernii. Wiem, morze jest...
— Łodź — pietrokowskoj gubiernii. Wiem... fabryki jest...
Była to zdaje się jedyna dziedzina, w której umysł pana Z. był czynnym. Spostrzegłem, że mu sprawiał przyjemność taki udział w gawędzie, starałem się więc w rozmowie używać możliwie wiele nazw miejścowości. Pani Z. spostrzegła to i obdarzyła mnie wdzięcznem spojrzeniem.
Strona:PL Józef Piłsudski-Walka rewolucyjna w zaborze rosyjskim część I.djvu/089
Ta strona została uwierzytelniona.