nie wie, nigdy przedtem jej nie widział i o niej nie słyszał.
W tych warunkach można sobie wyobrazić podróż jakiegoś „pechowca“ z Zagłębia Dąbrowskiego do Warszawy w sposób następujący.
Wyjeżdża on z Dąbrowy, miasteczka o ośm kilometrów od granicy. Przychodzi na stacyę i już wiedząc zawczasu, że tu jest kordon celny, tak, jak gdyby przekraczał on granicę państwa, otwiera walizę, w której mu dobrotliwie, lecz pospiesznie, rozrzuca rzeczy ręka zielonego żołdaka. No, nareszcie pociąg jest, formalność celna odbyta, jazda!
Pociąg ruszył, nasz „pechowiec“ zadrzemał błogo, lecz ma pecha, twarz jego nie spodobała się kontrolującemu pociąg zielonemu.
— Czji wieszczy? — rozlega się brutalny okrzyk nad jego uchem.
— Gdzie? co? — zrywa się biedny pasażer. — Aha, moje, przecie nie ukradłem,
a co?
— Otwaritie! — rozkazuje lakonicznie zielony.
Niema rady. Postawa i mina zielonego nie wróży nic dobrego, lecz pasażer nic w rzeczach nie ma, więc myśli — et, co tam szkodzi otworzyć, trochę fatygi, a lepiej z temi draniami nie zadzierać, jeszcze do kozy wpakują.
Znowu rzeczy, ledwie ułożone po dąbrowskiej rewizyi, są rozrzucone w walizce.
Lecz nasz pasażer ma po drodze zatrzy-
Strona:PL Józef Piłsudski-Walka rewolucyjna w zaborze rosyjskim część I.djvu/100
Ta strona została uwierzytelniona.