mać się dla interesów w Częstochowie i Piotrkowie.
— Częstochowa! dziesięć minut, bufet! —
krzyczy konduktor pod oknem.
Nasz pasażer wysiada. Czasu ma mało. bo wieczór się zbliża, biegnie z walizką w ręku.
— Ej, gaspadin, stojtie, wieszczy! — słyszy krzyk za sobą.
Lecz rzeczy ma w ręku, więc nie sądzi, by się to jego tyczyło. Idzie szybko dalej. Podejrzenie zielonego naturalnie wzrasta. Już przy wyjściu z dworca łapie on brutalnie pasażera za ramię.
— Stoj! czort! — łaje — otwaritie! Nieboś, kontrabanda jest — mówi zielony, robiąc złośliwą minę.
Pasażer próbuje się bronić, ale groźna i stanowcza mina zielonego odbiera mu odwagę. Walizka otwarta, rzeczy przerzucone raz jeszcze.
Wyjeżdża z Częstochowy. Inny zielony stoi mu na drodze.
— Halt! znowu „wieszczy“.
To samo akurat spotyka go w Piotrkowie przy wjeździe i wyjeździe.
Nareszcie — Warszawa. Lecz i tu z kąta wysuwa się figura i bardzo grzecznie, jak na stolicę przystało, prosi zrozpaczonego „pechowca“ o łaskawe pozwolenie na zajrzenie z obowiązku służby do rzeczy.
Piękna podróż! nieprawdaż? Piękna i zupełnie możliwa do sprawdzenia i wypróbowania na własnej skórze.
To przeglądanie i rozrzucanie rzeczy wy-
Strona:PL Józef Piłsudski-Walka rewolucyjna w zaborze rosyjskim część I.djvu/101
Ta strona została uwierzytelniona.