z każdą chwilą, z każdem słowem, wychodzącem ż ust jego. Miał minę tak zrozpaczoną i tak komiczną zarazem, żem się ledwie powstrzymał od wybuchu śmiechu. Postanowiłem jednak nie zwracać nań uwagi i w tym kącie, odwrócony od okna, wyjąłem z pod ubrania owiniętą w papier bibułę. Gospodarz, który z rozpaczą patrzał na mnie, zrezygnowany i bezradny, wziął z moich rąk pakunki. W tej chwili u drzwi brzęknął dzwonek. Bibuła wypadła z rąk gospodarza, zbladł on śmiertelnie.
— Pan Z. — uspakajałem go. — Niech-że pan pójdzie otworzyć. Nie bój się pan! Jeżeli to żandarmi, przyznam się do bibuły, powiem, że moja. Niech pan w takim wypadku powie, że mnie pan nie zna, że zaszedłem do pana i wpychałem gwałtem te pakunki, że...
Nie dokończyłem, bo do pokoju już wchodził Z. Służąca otworzyła mu drzwi.
— Przepraszam — odezwał się z progu — przepraszam, spóźniłem się nieco.
Mój gospodarz odetchnął, kolory powróciły mu na policzki. Z pewnym wyrzutem mówił do Z.:
— Pan mi nic nie powiedział, że ten pan — wskazał na mnie — przywiezie bibułę.
— Nic się nie stało — odparł Z. wesoło — przecież, gdybym panu to powiedział, to pan albo-byś odmówił, albo jeszcze gorzej: zgodził się, a potem w potrzebnej chwili wyszedł z domu, zostawiając towarzysza na łaskę losów. Nic się nie stało, uspokójcie się!
Strona:PL Józef Piłsudski-Walka rewolucyjna w zaborze rosyjskim część I.djvu/175
Ta strona została uwierzytelniona.