O bratowej jego nigdy w życiu nie słyszałem, ale czułem, że wypieranie się moje do niczego nie prowadzi. Ludzie, stojący poza ruchem, tak samo jak i żandarmi, są przekonani, że wszyscy rewolucyoniści znają się wzajemnie, jak łyse konie. Dla mego kolegi bratowa była widocznie rewolucyonistką, ja byłem na Syberyi — wniosek stąd oczywisty, że się znać musimy.
— Jakże się to stało? — pytałem go zdziwiony.
— A widzisz, braciaszku! — mówił z pewnego rodzaju tryumfem. — Widzisz: zachodzę dzisiaj rano do bratowej, widzę kobieta zakłopotana, chodzi zamyślona, odpowiada nie „wpopad“ — mówił z rosyjska. — Czego — pytam — siostrunia martwi się? Powiada, ma kłopot i że ja pomódz muszę. Ja na to — i owszem.
Przyznała mi się kobiecina, że ma na schowaniu nielegalne książki, ale że się teraz obawia je nadal zachowywać, bo jakiegoś jej znajomego niedawno aresztowali. Chce więc je przenieść tymczasem do starej ciotki, ale tego dużo i sama nie zabierze. Chce, żebym jej pomógł. No. myślę, ma nosić coś kobieta, poniosę i ja. Ale pytam, czy nie lepiej przewieźć — po co nosić? Ale wytłómaczyła mi, że to u nas tak się nie robi, że to zbyt widoczne, że trzeba pod paltotem nieść, a ona resztę poniesie pod rotundą. Jak taka moda, trudno. Opakowała mię bratowa książkami, sama wzięła parę pakunków i wyszliśmy na ulicę. Powiadam, ci braciaszku, nie tchórz
Strona:PL Józef Piłsudski-Walka rewolucyjna w zaborze rosyjskim część I.djvu/200
Ta strona została uwierzytelniona.