przy czytaniu rozrzuconych i rozlepionych odezw. O godzinie 9, czy 10 rano, otoczonych liczną strażą, przyprowadzono ofiary gorliwości policyjnej do policmajstra. Ten wpadł na nich z furyą, wymyślając im okropnie, grożąc strasznemi karami, używając bogatego słownika rosyjskich połajanek.
— Zgnoję was buntowników w więzieniu — ryczał zapieniony dygnitarz — no, powiedz mi zaraz, łajdaku, jak to rozrzucałeś te świstki — zwrócił się do jednego z aresztowanych, wskazując na odezwę.
— Ależ, panie naczelniku — usprawiedliwiał się nieborak — ja wcale nie rozrzucałem tych papierków. Ja tylko chciałem zedrzeć jeden taki papierek, naklejony na murze.
— Co?! zdzierać! — wściekał się ze złości policmajster — kto pozwolił?! Ja tobie, łajdaku, pokażę, co to jest zdzierać! Widzisz go? Zamknąć go do aresztu! — rzucił rozkaz policyantom.
Jednym z uciążliwych obowiązków niższych urzędników policyjnych przy rozsypywaniu odezw jest dostarczenie samych odezw, jako corpus delicti. Odezwy te ściągnięte z różnych stron, zbierają się do kupy, obliczają je do protokołu i tworzy się raport o „buntowniczych“ odezwach, rozrzuconych w takiem i takiem mieście. Opowiadano mi, że po pierwszych odezwach w Zagłębiu, naczelnik powiatu będzińskiego, któremu dostarczono szesnaście odszukanych odezw, złożył raport następujący:
Strona:PL Józef Piłsudski-Walka rewolucyjna w zaborze rosyjskim część I.djvu/259
Ta strona została uwierzytelniona.