Strona:PL Józef Potocki-Notatki myśliwskie z Indyi 073.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

mannsdorfa i księcia Braganzy z Wiednia — wszyscy trzej byli gośćmi Gerarda. Zresztą podróżnych na tej drodze mało, niewięcej niż kilkunastu w ciągu roku.
Przenocowawszy parę godzin w Sipri, o świcie ruszamy dalej. Jazda szybciej idzie, kraj mniejwięcej podobny do okolic Gwalioru, mniej jednak gęsto zaludniony i dzikszy, teren więcej falisty, woddali sinieje łańcuch skalistych pagórków, gęstą roślinnością pokrytych.
Zmieniamy trzy razy wielbłądy, czas przyjemny, bo chłodny, droga szybko mija, wreszcie około 5 stajemy w Goonie, przed willą pułkownika Gerarda, przebywszy 140 mil angielskich w mniej niż 36 godzin. Pułkownik i pani Gerard oczekiwali nas — po pierwszem przywitaniu zeszła rozmowa naturalnie na temat polowania.
Na pierwszy rzut oka poznać można w Gerardzie wiernego adepta św. Huberta. Zahartowany na niewygody w twardem życiu wojskowych marszów i obozów myśliwskich, od 25 lat mieszka w Indyach, zna całe łowiectwo na palcach i uważa polowanie jako jedyną rozrywkę, poświęcając mu każdą wolną od wojskowych zajęć chwilę. Polował wiele na całej kuli ziemskiej i na setki liczy grubą zwierzynę i tygrysy własną ręką ubite. Obecnie jako komendant jednego z najpiękniejszych pułków angielskiej armii (Central India Horse) od kilkunastu lat mieszka w Goonie i jest prawdziwą opatrznością dla cudzoziemców w myśliwych celach do Indyj przybywających, których chętnie podejmuje i polowanie im ułatwia, skoro mu są przez znajomych poleceni. Do tego miły, uprzejmy i gościnny; lepiej trafić nie mogłem. Powtórzył mi zaraz na wstępie, o czem kilkakrotnie w poprzednich listach swych do mnie wspominał, że przybywam zawcześnie, tygrysów wogóle