Strona:PL Józef Potocki-Notatki myśliwskie z Indyi 094.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

sposobność przyjrzenia się, jak ten stary i doświadczony myśliwy, ostrożnie, krok za krokiem postępuje.
Dochodzimy do linii naganki. Pocieszny widok Hindusów, którzy na głos świstawki w mig na drzewa powyłazili, i jak małpy pomiędzy konarami siedzą. Wtem jeden z nich wskazał ręką w kierunku kilku fantastycznie, jeden na drugim piętrzących się głazów granitu. W tejże chwili na 5 kroków przed sobą za blokiem kamiennym usłyszałem głośne mruknięcie. »Look out!« — krzyknął pułkownik. Złożyłem się w mgnieniu oka, lecz pantera zakryta skałą, ruszyła naprzód i znikła w gąszczu. Musiała być ciężko ranną, i nie czując się w sile podjęcia walki, uszła przed nami. Puściliśmy się za nią, na oko niemal, dopadła jednak labiryntu skał, kamieni i jaskiń. Straciliśmy farbę i musieliśmy od dalszego szukania odstąpić, tem więcej, że słońce się miało ku zachodowi i zaczęło się nieznacznie ściemniać. Raniony zwierz ukrył się w jaskini, jest zatem wszelkie prawdopodobieństwo, że go jutro odnajdą. Noc już ciemna była, gdyśmy wrócili do domu, z próżnemi co prawda rękoma, lecz, co do mnie przynajmniej, z wrażeniem nowego epizodu w myśliwskiem mem życiu.
10 marca. Żołnierze do dnia z psami poszli za panterą; pułkownik miał wojskowe zajęcia, nam zaś zeszedł czas na przygotowaniach do wycieczki obozem, na którą jutro mamy wyruszyć. Pułkownik niestety z nami nie jedzie, towarzyszy mi natomiast jeden z oficerów jego pułku, rotmistrz Grant, dobry myśliwy, znający miejscowość i ludzi; bardzo mi na rękę mieć go ze sobą, gdyż nie znając krajowego języka, nie zdołałbym sobie z ludźmi dać rady. Gerard pożycza namioty, pozostaje mi nająć konie