nych znajomości, jakiemi są pp. Raszowscy, pp. Feliks Benda i Wolski, niemniej zaś zasłużona, pracowita i utalentowana panna Hoffmann, spotkaliśmy w warszawskiej i innych scenach znane imiona, pozyskane dla tutejszego teatru.
Było to milczące zapewnienie, że nie braknie na siłach towarzystwu, a na ulubieńcach publiczności. Trzy przedstawienia przekonały, że owa dyrekcya posiada tajemniczy dar złożenia całości, tego trafnie w francuzkim języku zwanego ensemble, które jedynie zdoła wywołać ową pożądaną dla widza ułudę i deski teatru rozprzestrzenić w widownię świata. Od niepamiętnych czasów nie widzieliśmy na scenie krakowskiej tego cudownego ensemble, tej swobody i naturalności w roztoczeniu sztuki, chociaż bywały wystąpienia najznakomitszych przyjezdnych artystów. I tak owa przeciwna, bo w oczy bijąca prawdą historya dwu szlachty sąsiadów, Raptusiewicza i Milczka, rozwijała się przed nami z żwawością i prawdą, na jaką tylko głęboka sceniczności znajomość zdobyć się może.
Rolę Cześnika objął p. Wolski, Rejenta p. Rapacki, Papkina p. Henig, obaj ostatni świeżo pozyskani. W pierwszej scenie przesadził p. Wolski, później pomiarkował się i utrzymał. Pan Rapacki okazał w roli Milczka, że ją studyował, że się nią przejął, że umiał wróść w skórę starego palestranta. W scenie z Wacławem i Papkinem, niemniej w scenie z mularzami był wybornym. Pan Henig wywiązał się zręcznie z roli Papkina, nie przesadził w karykaturalnym komizmie a podniósł słusznie pieczeniarską naturę marodera wielkiej armii. Garderoba i przybory sceniczne nie pozostawiały nic do życzenia. Publiczność rozeszła się zadowolona, nie brakło oklasków.
Nazajutrz każdy ciekawie chwytał za numer Czasu, aby się dowiedzieć, co też powie miejscowa publicystyka. Taka bo już natura poczciwych Krakowian, że nie uwierzyliby zgaśnięciu słońca, lub pojawieniu się nowego planety w miejsce księżyca, gdyby wiadomości o tem w Czasie nie wyczytali. Tymczasem Czas wstał, dziwnem zrządzeniem losu, w złym humorze względem nowego teatru, którego zjawienie się słusznie popierał. Sprawozdanie kronikarskie zaprzeczyło odważnie sądowi, który publiczność z teatru uniosła, co więcej przewróciło go do góry nogami. Pan Rapacki otrzymał votum nieufności, pan Henig lekką wzmiankę, p. Benda i panna Kwiecińska niezasłużone pochwały, chociaż pierwszy nie zasadza zapewne swojej ambicyi na podrzędnej roli Wacława, a druga nie wydała się korzystnie w niewdzięcznej roli Klary.
Strona:PL Józef Szujski - Literatura i krytyka.djvu/23
Ta strona została przepisana.