W końcu nie podobały się sprawozdawcy wiersze powitalne, wygłoszone przez dyrektora, w których domacał się zimnego pióra Deotymy. Nonnuquam et magnus dormitavit Homerus, mówi łacińskie przysłowie. Czemuż toż samo nie miało się przydarzyć jednemu z redaktorów Czasu, obarczonemu pracą, kiedy pisał artykuł o przedstawieniu „Zemsty“. Bądź co bądź, krytyka narobiła w mieście dużo hałasu, a ten hałas tak zabawił publiczność, że na „Poświęceniu“ i „Ślubach panieńskich“ powstała w obecnych obawa, czy się nie powtórzą pustki przeszłoroczne. Obawa ta była tem żywszą, że „Poświęcenie“ po raz pierwszy wchodziło na deski i polecało się publiczności nazwiskiem autora „Szlachectwa duszy“, w „Ślubach panieńskich“ zaś występowało po raz pierwszy kilku nowopozyskanych artystów, mianowicie zaś pan Świeszewski, który już jako reżyser sceny, dobrym układem pierwszych dwóch przedstawień publiczności się polecił.
Nie będziemy czytelnikom opowiadać treści „Poświęcenia“, sztuki nie dość komicznej na komedyę, a nie dość poważnej na dramat, sztuki wreszcie, której tendencya przypomina ową oklepaną i szkodliwą tendencyę w wielu romansach i komedyach, aby wyjaśniać naukę i teoryę zagraniczną, a chlubić się swojskiemi cnotami i wiedzą. Nie wielkie zresztą poświęcenie bohatera, który się opiekuje majątkiem cudzym dlatego, że się kocha w córce sąsiada. Pomimo tego sztuka nie jest gorszą od wielu polskich, a lepszą od zwykłej francuzkiej sieczki teatralnej, którą karmiono publiczność. Przedstawienie jej, niemniej zapewnienie dyrekcyi, że przeważnie polskie utwory w swój roczny program przyjęła, świadczy tylko, że starano się w tym względzie zadośćuczynić szlachetnym żądaniom ogółu i ułatwić autorom dramatycznym trudny ich zawód.
Pan Świeszewski jako Gustaw w „Ślubach panieńskich“ okazał od pierwszego wystąpienia obycie się z sceną, swobodę i pewność siebie. Trzpiotowaty i rozrzucony panicz, umiał być znudzonym na wsi salonowcem, a pod szatą elegancką pokazać to żywe, burzliwe serce młodzieńcze, które potrzebowało ruchu, wrażeń, powietrza. Biedny syn szlachecki, ten Gustaw Fredry, gdyby się był urodził za czasów Sobieskiego lub konfederacyi barskiej nie byłby się nudził i nie byłby potrzebował oknem uciekać do gospody! Tę stronę szlachetną, sympatyczną podniósł p. Świerczewski w charakterze Gustawa i utrzymał ją do końca. W grze jego znaleźliśmy z przyjemnością ową ciągłość i naturalność, do której goniący za chwilami efektu pseudo-artysta nigdy zdolnym nie jest, uważaliśmy
Strona:PL Józef Szujski - Literatura i krytyka.djvu/24
Ta strona została przepisana.