staranne ułożenie każdego ruchu i postawy, znamionujące pracowitego artystę. Pan Rapacki jako Radost był dobrym stryjaszkiem, pani Raszowska trochę za parafiańską ciocią. Panna Łapińska jako Klara, miała swoje szczęśliwe chwile, pani Bendowa mniej była stósowną do roli Anieli. Albin (p. Ładnowski) utrzymał się bez przesady.
Tyle o trzech pierwszych przedstawieniach. podnieśliśmy je w piśmie naszem, aby wstępującej na cierniową drogę nowej dyrekcyi oddać słuszność, że na początek zrobiła bardzo wiele. Nie od rzeczy będzie donieść, że będziemy mieli obecnie cztery przedstawienia w tygodniu, a to wskutek osobnej z dyrektorem teatru niemieckiego umowy. Że p. Blum na tem nie straci, zapewnia umowa: żeby polski teatr nie stracił na tem szlachetnem ryzykowaniu, rzecz to dbałej o losy ojczystej sceny publiczności. Jak wiadomo, odziedziczył teatr niemiecki wszystkie przywileje, zapomogi i t. p. sceny polskiej, z pani stała się scena ta poniekąd komornicą w rodzinnem mieście. Nie dać upaść komornicy, rzecz to honoru i uczucia obywatelskiego. Tego w Krakowie braknąć nie powinno.
Kosztem nowej dyrekcyi odnowiono gustownie wnętrze teatru. Wylepiono loże, usunięto mniej potrzebne i mniej gustowne ozdoby, zastępując je prostem a efektownem przybraniem. Na dyrektora orkiestry i operetki, która jedno z czterech widowisk tygodniowych urozmaici, uzyskano zaszczytnie znanego kompozytora znanych wam „Paziów królowej Marysieńki“ p. Dunieckiego.
Kogo nie zwabił teatr, zachęcił zapewne afisz zapowiadający publiczną wystawę obrazu p. Jana Matejki: „Ostatnie chwile Wita Stwosza“. Sławny malarz „proroczego kazania Skargi“ wyprawił na publiczny widok nowy, piękny swój utwór, przeznaczając dochód z biletów wstępnych na odnowienie wielkiego ołtarza w kościele Najśw. Panny Maryi, wykonanego niegdyś dłutem głównej postaci obrazu. Wit Stwosz, krakowianin, obudzony z grobu pęzlem genialnego współrodaka, współobywatela, wzywa ciekawą publiczność o pomoc dla dzieła swego, któremu zagroziły zniszczeniem wandalizm i obojętność.
Obraz dużych rozmiarów przedstawia przysionek kościoła w Norymberdze, w którym wisi ukrzyżowany Chrystus, ostatnia mistrza krakowianina robota. Do przykutych gwoździami nóg Zbawiciela zbliża się chwiejącym krokiem ślepy starzec, prowadzony przez ukochaną wnuczkę. Na czole jego piętno hańby, czoło to jednak wyniesione do góry, ku niebieskiej gdzieś światłości. Ręka
Strona:PL Józef Szujski - Literatura i krytyka.djvu/25
Ta strona została przepisana.