Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/102

Ta strona została przepisana.
88JÓZEF WEYSSENHOFF

bardzo ładne i otoczone mężczyznami. W jednej z ostatnich łóż siedziała Falbanka z panią Malwiną.
Rzadko widywałem panią Darnowską; od dnia, w którym ją poznałem, upłynęło wówczas już trzy lata, przez które pani Anna dużo podróżowała. Zmieniła się trochę, chociaż bynajmniej nie zbrzydła: przybyło jej wyrazu, oczy okoliły się lekkim bronzowym cieniem, stały się wymowniejsze; ale nie dostrzegłem już tego dziecinnego uśmiechu, który ją czynił komicznie ponętną, bo nie kwadrował wcale z jej niezależną, trochę nawet dwuznaczną pozycją. Dzisiaj miała na twarzy gorączkowe rumieńce. Zostawiając przez chwilę rękę w dłoni witającego się z nią pana Zygmunta, patrzyła na niego głębokiem spojrzeniem, wyrażającem niby skargę:
— Czemu dopiero teraz przychodzisz?
A może i pytała smutnemi oczami:
— Czy bardzo ci się podoba ta hrabina?
Podfilipski usiadł w jej loży tylko na czas trwania drugiego biegu, poczem wstał pośpiesznie i udał się ze mną na trybunę członkowską.
Zbliżał się trzeci wyścig, do którego stawało siedm koni wysokiej krwi i równej prawie wartości. Pan Zygmunt podążył do miejsc, gdzie oprowadzano przyszłych współzawodników, okrytych szczelnie kapami, stanął we środku kręgu, oparł się oburącz o laskę i czynił przegląd.
Zdjęto już kapy i poczęto siodłać. Konie obudziły się, jęły przebierać niecierpliwie nogami, niektóre trzeba