Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/109

Ta strona została przepisana.
ŻYWOT I MYŚLI PODFILIPSKIEGO95

kręcąc głową, zmieniając nawet nogę, bardziej w jelenich susach, niż wyścigowym galopie. Dawał się wyprzedzać jeszcze w drugim kręgu, dopiero gdy zbliżano się do ostatniego półkręgu, powiedział mi ktoś z obok mnie stojących sportsmenów:
— O, teraz!
Szybkość zwiększyła się odrazu ogromnie i widać było złotą plamę Nikanora przesuwającą się kolejno między ciemniejszemi ciałami współzawodników. Minął już dwóch — ostatniego minął na skręcie, choć biegł zewnętrznem kołem, i, nie wyciągając się nawet bardzo, szedł dumnie na czele, drwiąc z reszty.
Nagle zachwiał się — odskoczył od barjery, ale podniósł zwycięsko głowę do góry i trochę zwolnionem tempem przyszedł pierwszy do mety. Sto kroków jednak za celownikiem zachwiał się na dobre i upadł. Zerwał się znowu i stał.
Cała fala ludzi rzuciła się, po przejściu reszty koni, na miejsce wypadku. Nikanor miał nogę złamaną pod kolanem — biegał po raz ostatni: miał dostać kulą w łeb, jako nieuleczalny.
Nie zapomnę nigdy tego umierającego zwycięzcy. W nieszczęśliwym skoku, złamawszy nogę jeszcze przed metą, zebrał ostatnie siły, aby dojść. Może nawet tem się dobił? Teraz, otoczony grupą ludzi, których współczucie dla tego zwierzęcego bohatera podzielałem bardzo szczerze, dumny koń wspinał się na zadzie, skacząc na trzech nogach i rżąc z boleści. Nie chciał uklęknąć — szedł tak z głową nadmiernie wzniesioną, z rozwartem