Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/121

Ta strona została przepisana.
ŻYWOT I MYŚLI PODFILIPSKIEGO107

o podróżach, które odbył już z panią Elizą, bo byli razem w Azji Mniejszej i w Afryce.
Lubię opowiadającego Kostkę. W mowie jego jest zwięzłość i ścisłość człowieka, nawykłego do myślenia 1 formułowania swej myśli na papierze. Pod tym względem przewyższa on może nawet Podfilipskiego, chociaż nie dorównywa mu w błyskotliwości wymowy. Mówi przytem tylko, kiedy ma coś do powiedzenia, a to nie zawsze się zdarza. Czasem milczy i słucha trochę ironicznie opowiadań cudzych. Panu Zygmuntowi zaś nigdy słów nie zabraknie: o czemkolwiekby wszczęto rozmowę, on gotów jest ją podtrzymać, oświetlić lub sprowadzić do ogólniejszych wywodów. Wie także, jak i co gdzie mówić.
Tutaj, ponieważ byliśmy w knajpie, Podfilipski zastosował rozmowę o półświatku. Opowiedział dobranemi słowy bardzo pieprzną anegdotę o dwóch znajomych, którzy obaj starali się o względy jednej kobietki i obaj te względy posiadali, ale każdy mniemał, że jest kochankiem od serca i jedynym. Komizm tego opowiadania, okraszonego obrazami i giestem, spotęgowany był przez to, że znaliśmy wszyscy obu tych panów i obaj byli fizycznie potworni. Aż nareszcie zaszła kolizja. Jeden z nich, otyła figura z dużemi łzawemi oczami, spostrzega u drugiego (który znów jest łysy i wygląda na Don Kiszota w podeszłym wieku), — spostrzega symboliczną obrączkę, ofiarowaną niegdyś w przystępie wspaniałomyślności owej donnie.