Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/128

Ta strona została przepisana.
114JÓZEF WEYSSENHOFF

— A cóż ja dopiero! — dodał Kostka. — O ile pamiętam, ostatni raz tańczyłem z Malajczykami na wyspie Celebes.
— To musiało być wesołe, no i — rozebrane — wtrącił Podfilipski.
— Jadę na Celebes! — zawołał Fred — tu mi nie dają rozwinąć moich talentów choreograficznych. A teraz co zrobimy?
— Pojedziemy do domu — odpowiedziała pani Eliza — ja przynajmniej. Ostatnią noc przepędziłam w wagonie. Trzeba się trochę szanować w moim wieku.
— O, doprawdy! — rzekł Podfilipski płaczliwym tonem. — Może my, młodsi, zaniesiemy panią w lektyce do domu?
— Nie, pojadę sama, to jest z Henrykiem.
I sprężyście powstawszy z fotelu, wyprostowała swą ponętną i wytworną kibić. Ciężkie jej włosy, poruszone przez taniec, usunęły się z pod szerokiego kapelusza i spadły na ramiona. Chwyciła je pośpiesznie, ale już fala popłynęła wzdłuż jej postaci, aż do kolan. Przez sekundę zobaczyliśmy ją wszyscy w tym złotym płaszczu.
Panie pomogły jej skręcić jako tako włosy i schować je pod kapelusz. Poczem pani Eliza, zarumieniona, uciekła z mężem, wołając:
— Do widzenia, do widzenia! stajemy się niemożliwi!
Rozjechaliśmy się już po północy, rozweseleni, a nie wyczerpani, jak się to często zdarza po nieudanych wycieczkach.