Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/137

Ta strona została przepisana.
ŻYWOT I MYŚLI PODFILIPSKIEGO123

— Ależ sam pan to urządzał.
— Urządzałem — taak! Trudno się czemś nie zająć, kiedy wszyscy proszą. Ale nie urządzałem tańców w ogrodzie, nie rozpuszczałem włosów pani Elizy...
— Panie Zygmuncie!
— No, ja teraz nie mam czasu, panie. Muszę jeszcze pójść do kilku osób, a obecnie śpieszę do Odęckiej, żeby babie trochę zakneblować gębę. Zobaczymy się później.
I szybko wszedł na schody, zostawiając mnie tem bardziej pognębionego. Skoro już i on, tak zwykle wolnomyślny, wątpi o naszej sprawie, sprawa musi być zła...
Nie miałem nic lepszego do roboty, jak odwiedzić inne osoby, do których pójść zamierzyłem.
Znalazłem się wkrótce u państwa Szreńskich. W salonie przyjmowała pani, pan zaś w gabinecie, za biurkiem, od którego nie lubił odchodzić, jakby wiedząc, że mu przy niem najlepiej do twarzy. Człowiek ten, położywszy istotne zasługi w długoletniej służbie publicznej, nosił siwą głowę wysoko, ale nikt się temu nie dziwił. Mieszkanie jego nie przypominało wcale salonu Odęckiej: na ścianach, jeżeli wisiał jaki portret, to z pewnością autentyczny, a nastrój poważny był tu tak na swojem miejscu, że mimowolnie zniżano głos w tym pokoju.
Przyjęto mnie dużo mniej uprzejmie, niż zwykle. Po kilku minutach doszedłem do wniosku, że nawet tutaj zaleciały wieści o Ustroniu. Kilka pań w salonie i kilku panów w gabinecie mówiło o czem innem, ale po paru urwanych zdaniach i po wymownem milczeniu zmiar-