kowałem, że już wiedzą. A mnie chodziło zupełnie o co innego tutaj, niż u pani Odęckiej. Tam pragnąłem tylko uspokoić gorliwość; tutaj dbałem o sąd i zdanie obojga państwa Szreńskich. Może i oni mają fałszywe informacje? może potępiają nas wszystkich ze swego, daleko bardziej uprawnionego stanowiska? Dopieroco dokuczyła gadatliwość bliźnich, teraz bolało mnie gorzej ich milczenie.
Pozostałem po wyjściu innych sam w gabinecie pana Szreńskiego umyślnie, aby wyświetlić tę drobną sprawę, która urosła do rozmiarów historycznego wypadku.
Zacząłem skarżyć się na plotki.
— Plotki są nieznośne — odrzekł pan Szreński — ale powód ich jest jeszcze smutniejszy.
— Jeżeli szanowny pan mówi o tym obiedzie w Ustroniu, to wieści krążące o nim są potworne.
I opowiedziałem treściwie całą wyprawę, zaprzeczając fałszywym szczegółom.
Pan Szreński słuchał z bolesną jakąś niecierpliwością, czasem z pod namarszczonych brwi błysnął jakby promyk ironji. Kiedym skończył, rzekł:
— Bardzo ciekawe, bardzo ciekawe.
— Jakto? — pytałem — czy pan mówi o prawdziwym fakcie, czy o przerobionym?
Zrazu nic nie odrzekł. Nastąpiła chwila zakłopotania, w której wahałem się, czy mam się pożegnać, czy jeszcze o czem zagadać. Pan Szreński trzymał mię ciągle pod swem jowiszowem spojrzeniem. Nareszcie, jak-
Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/138
Ta strona została przepisana.
124JÓZEF WEYSSENHOFF