Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/139

Ta strona została przepisana.
ŻYWOT I MYŚLI PODFILIPSKIEGO125

by odpowiadając na inne pytanie, począł mówić gwałtownie:
— Więc to jest sprawa, zajmująca dzisiaj Warszawę? Źle mówię: Warszawę, ale tych ludzi — jak ich nazwać? — te warstwy bawiące się, zabawne — was, jednem słowem? Fakt autentyczny i fakt przerobiony! Jeden od drugiego różni się o kilka szczegółów; nie wiem, który wolę...
Broniłem się, jak mogłem:
— Przyzna pan jednak, że nic nie było... występnego w tej historji...
Pan Szreński cmoknął niecierpliwie:
— A daj-że mi pokój z tą historją! sama przez się nie znaczy nic, ale pomnożona przez tysiąc i przez codzień, jest bardzo smutna; daje miarę tych, którzy byli w tem Ustroniu i tych, którzy o niem opowiadali. Wszystko, co czynicie, jest puste.
Zacisnął pięść i otworzył ją szybko, jakby dla pokazania, że nic w niej niema.
— Tak jest — puste, pozbawione nietylko użyteczności, ale i charakteru, stylu. Nawet stylu brak! Do czego może mieć pretensje koterja, jeżeli tak się prowadzi i tak wygląda? jaką może mieć powagę w społeczeństwie? Czem zaimponuje reszcie narodu, od którego oderwana jest, jak ten balonik dziecinny, puszczony w powietrze: stąd wyszedł, niewiadomo dokąd leci, odpycha się od ziemi, a do nieba nie dojdzie — i wisi sobie dla zabawy między niebem a ziemią, póki nie pęknie.