Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/141

Ta strona została przepisana.
ŻYWOT I MYŚLI PODFILIPSKIEGO127

Pan Szreński znowu wpadł w ferwor:
— Właśnie ta drobność jest nieszczęściem. Drobny sport, drobna zabawa, drobne plotki! Obiad w Ustroniu trwa ciągle; to jest typ i symbol waszych zajęć. Ach, żeby to był epizod pomiędzy jakiemiś ważnemi sprawami, pomiędzy jakąś szlachetną walką a mądrym namysłem! Żeby wtedy działo się tam nawet to, co wymyślono, jakbym krótko na to narzekał! Ale to jest właśnie treścią waszego życia i najważniejszą sprawą — i dlatego nie obiad w Ustroniu, ale całe wasze życie jest bolesne dla tych, którzy umieją myśleć.
Kiedy kto długo mówi i z zapałem, przekonywa mnie zwykle, choćby na chwilę. Rzeczywiście, wszystkiego dowieść można, chodzi tylko o punkt wyjścia. Więc i wtedy zdawało mi się, że Szreński ma słuszność i wpadłem w jakieś zamyślenie, podobne do skruchy. Spostrzegł to widać pan Szreński, bo spojrzał na mnie dużo łagodniej, a potem wstał i rzekł:
— Wszystko to może się zmienić; ten zbiór ludzi jest przypadkowy, a w nim są indywidua dodatnie. Chciałbym tej zmiany dożyć.
— Szanowny panie... — zacząłem mówić, ale on położył mi rękę na ramieniu, łagodząc szorstkość pożegnania.
— No, idź już, idź, bo mam robotę.
Wyszedłem. — W przedpokoju przyszło mi na myśl, że gdyby tu był Podfilipski, zapewne stawiłby lepiej czoło panu Szreńskiemu, który jest trochę mantyką. Ludzie zasłużeni bywają bezwzględni.