Lokaj powiedział mi, że „pana“ już od kilku dni nie widział, ale pani jest w domu. Nie chciałem tak odchodzić od jej drzwi, więc oznajmiłem się i zostałem przyjęty bardzo skwapliwie.
Pani Darnowska nie była jednak w wesołem usposobieniu, miała nawet zapłakane oczy.
— Jak to dobrze, że pan przychodzi, bo od dwóch dni pragnę dowiedzieć się, co się tam działo w Ustroniu i nie mam od kogo. Pan mi powie?
— Z największą przyjemnością. Jedliśmy obiad w dużem towarzystwie, potem piliśmy kawę w ogrodzie. Grała muzyka — więc zatańczyliśmy kadryla i rozjechaliśmy się do domów.
— I nic więcej?
— I cóż miało być więcej?
— Bo Malwinie opowiadał jakiś pan, jej znajomy, który tam podobno był, — pan Łatacki...
— Nie było wcale Łatackiego.
— Dość, że opowiadał o jakichś dziwnych tańcach, o chowaniu się po ciemnym ogrodzie.