Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/144

Ta strona została przepisana.
130JÓZEF WEYSSENHOFF

— Moja pani! takim bredniom nie warto nigdy wierzyć. Opowiada jakiś ladaco, kłamie najprzód, że tam był, — więc kłamie i resztę.
— A cóż było z tem rozpuszczaniem włosów? Znowu te włosy! pomyślałem z rozpaczą i raz jeszcze musiałem opowiadać o Ustroniu, które mi już obrzydło.
— Więc poprostu nic się tam nie działo nadzwyczajnego?
— Ależ nic a nic.
— Kiedy już pan tak dobry, to mi powie, czy nie opowiadali nic... to jest czy naprawdę Zygmunt... pan Zygmunt nie grał żadnej roli w tem rozpuszczaniu włosów?
Domyślając się, o co jej chodziło i dlaczego płacze, odpowiedziałem, udając roztargnienie:
— Pan Zygmunt? jakąż on w tem grać mógł rolę? Już nie dobrze pamiętam, co on tam wogóle robił. Aha, — zajmował się sprężyście kierunkiem kuchni, a był przy apetycie, bo wyjechałem z nim około północy z Ustronia i siedzieliśmy jeszcze razem ze trzy godziny — a on o drugiej machnął sobie znów kolacyjkę.
— Panie, czy mi pan nic nie ukrywa?
— Upewniam panią, że mówię szczerą prawdę.
Podziękowała mi serdecznie, ale, jakby tylko pół ciężaru spadło jej z serca, zasępiła się znowu i rozwarłszy nadmiernie oczy, patrzyła w okno.
— Czegóż pani chce więcej, — pytałem — jakich objaśnień? Przecie nie chodzi pani tak dalece o tę całą