Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/145

Ta strona została przepisana.
ŻYWOT I MYŚLI PODFILIPSKIEGO131

historję, w którą zamieszane są już tylko osoby dla pani obojętne.
— Ach tak — odrzekła — te panie są mi obojętne. Nie znam ich, nie chcę znać, ani nawet nie mogę — ale to właśnie...
— Co: właśnie?
— Czy, żebym je znała, to byłby już skandal?
— Któż to mówi!
Zarumieniła się, jak wiśnia; przez oczy jej przeszedł najprzód pewien odcień urażonej dumy, a potem wielka żałość.
— Są tacy, którzy mówią, że ja tam byłam.
— Moja pani! O kim tam nie mówiono, że był. Przecie miał być i Łatacki. Zresztą, gdy kto się bawi kłamstwem, wymyśli byle co, stosownie do płodności swej wyobraźni. O tamtych paniach także opowiadano niestworzone rzeczy...
— Ale o mnie tylko tyle, że byłam — i to już miało znieważyć całe towarzystwo? Więc cóż o mnie mówią? Więc za kogóż mnie mają?
— Proszę pani, nikt porządny, nikt ze znajomych pani... — zacząłem mówić, ale mi przerwała:
— Owszem, mówili o tem i porządni ludzie... Więc do tego już doszło?
Zakryła twarz rękoma i, głośno łkając, wybiegła do drugiego pokoju.
Szczerze mi się jej żal zrobiło. Chodząc po salonie w oczekiwaniu jej powrotu, myślałem: co ja jej po-