Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/146

Ta strona została przepisana.
132JÓZEF WEYSSENHOFF

wiem? nie wiem ostatecznie nic pewnego o jej stosunkach z Podfilipskim, nie mogę o to zapytać...
Powróciła z upudrowaną zupełnie twarzą i łzą, kręcącą się jeszcze w oczach. Wyglądała i komicznie i bardzo biednie.
— Pan wydaje mi się przyjacielem — prawda? co ja mam z sobą począć, panie?
— Trzebaby wiedzieć, o co kochanej pani głównie chodzi?
— Ja sama nie wiem. Nie widzę przed sobą kierunku, nie czuję nad sobą opieki. A potrzeba mi jej! Straciłam wszelkie nadzieje i tak mi się zdaje, że codzień schodzę niżej w jakąś ciemność. A jeszcze wczoraj, kiedy się dowiedziałam, że całe miasto tak mówi...
Drgały jej znowu rzęsy, więc przerwałem:
— Czy pani mówiła poważnie z Podfilipskim o swojem położeniu?
— Bardzo mało teraz; dawniej. On taki zajęty, tyle ma obowiązków towarzyskich i cywilizacyjnych (poznałem tu słowa pana Zygmunta) i, chociaż bardzo dobry, nigdy już prawie nie pomówi o tem, co się w sercu dzieje, czego potrzeba dla serca.
— Czy pani chce, żebym ja mu coś o tem wspomniał?
— Nie, panie; ja się przecież na niego nie skarżę; on pewnie przyjdzie dzisiaj i może trochę pogadamy.
— A wolnoż mi zapytać — bo tak mało ze sobą rozmawialiśmy — czy pan Darnowski nie poczuwa się do żadnej nad panią opieki?