Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/148

Ta strona została przepisana.
134JÓZEF WEYSSENHOFF

Przerwała i przeszła do innej treści. Stwierdziłem tę maleńką próbę dyplomacji.
— A! mówił mi Fred Zbarazki, że mogłabym zostać aktorką — rzekła dużo weselej.
— Jakież role wybrałaby sobie pani?
— Wszystkie, gdzie potrzeba jako tako wyglądać.
— O tem nie wątpię, że wyglądałaby pani doskonale, ale nie sądzę, żeby to był pomysł szczęśliwy. Położenie pani towarzyskie stałoby się jeszcze trudniejszem.
— O, ja tylko mówię żartem, przecie nie biorę na serjo rad Zbarazkiego. On wiecznie żartuje, czasem nawet zanadto — i żeby nie ta wielka przyjaźń jego z panem Zygmuntem...
Chciała znów przerwać, ale tym razem nie wytrzymała i dokończyła zdanie prędko:
— ...nie przyjmowałabym go wcale.
— A dlaczegóż pani jeździ z nim po mieście?
— Ach, panie — to już tak weszło w zwyczaj, że czego nie wolno z innymi, wolno ze Zbarazkim.
— Ale nie trzeba z nim jeździć, kochana pani, bo z tego powstają plotki.
— Prawda, ma pan rację.
— I nie trzeba stawać przy rogatce Belwederskiej.
— Poznaliście mnie?
— Nietylko my, ale cała Warszawa. Pan Łatacki był pewnie także na corso i skombinował, że pani pojechała do Ustronia.
— Chciałam tylko widzieć, kto pojedzie do Ustronia, bo mi Zbarazki mówił, że pan Zygmunt urządza tam