Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/176

Ta strona została przepisana.
162JÓZEF WEYSSENHOFF

nika X. Poruszył potem kwestję zasad krytyki literackiej, której jubilat oddał znakomite usługi. Położył następnie nacisk na wybitny jego talent dramatyczny, uwieńczony tylu szczeremi oklaskami publiczności i tylu konkursowemi wieńcami. Dał wreszcie do zrozumienia, że pozorne braki i nieme struny tej lutni istnieją nie z winy autora, lecz z konieczności, której wszyscy podlegamy. I po kilku ciepłych słowach koleżeńskich, oddając dary i pierścień, zakończył ku ogólnemu zadowoleniu.
— Czy uważacie — odezwał się do nas Podfilipski — że nasza literatura ma pewną klasyczność form i tradycji. Nie znam upartszych klasyków, jak warszawscy literaci.
— Pozwoli hrabia zwrócić sobie uwagę — wmieszał się do rozmowy jeden z nowożytnych, piszący sprawozdania przygodne ze sztuki, — że sam obrządek, w którym uczestniczymy, jest hieratyczny, odwieczny. Styl stosuje się do okoliczności. W dziedzinach nowych, jak w nowo narodzonej u nas sztuce, bywamy i my nowsi.
— Ale, gdzie tam! — rzekł drugi nowożytny, który zaprzestał pisać, twierdząc, że nie warto — albo trzymamy się najstarożytniejszych wzorów, albo francuskiej mody z ubiegłego sezonu. Dzielimy się na Egipcjan i pseudo-paryżan.
Pan Zygmunt uśmiechnął się, rzucając w stronę ostatniego interlokutora wzrokiem porozumienia. Była to najwyższa z jego strony pochwała, której rzadko udzielał.