Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/189

Ta strona została przepisana.




XIV.
KATZENJAMMER

Nazajutrz około południa poszedłem do Podfilipskiego. Zastałem go jeszcze w pantoflach, co mu się rzadko zdarzało. Wstawał wcześnie, szlafrokowa! niedługo, czytając ranną pocztę i gazetę. Przed południem już zwykle coś załatwił lub obmyślił. Według powodzenia ranka nazywał dzień dobrym lub złym. Dziwiłem się, dlaczego nie oceniał dnia według wieczorów, które mu często przynosiły grube zyski z bakarata, a czasem umiarkowaną stratę. Ale on odpowiadał, że to nie poważne zajęcie, tylko furtka, zostawiona dla szczęścia, które przychodzi samo do ludzi silniejszych i rozważnych — należy im się poniekąd. Nad szczęściem i powodzeniem może człowiek panować, jak nad innemi siłami. Trzeba tylko mieć równowagę tu, mawiał, stukając się w czoło.
Dzień, o którym mówię, był zły. Pan Zygmunt nie mógł spać po złej kolacji i złem winie. Wstał późno, miał nieprzyjemne i nieproduktywne narady.
Głównym powodem moich odwiedzin była ciekawość, jaki weźmie obrót sprawa Delickiego z Kołczanowiczem. Pan Zygmunt, którego rzadko co dziwiło, tym