Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/191

Ta strona została przepisana.
ŻYWOT I MYŚLI PODFILIPSKIEGO177

dawna i nie opiekował się nim poniekąd, odmówiłbym wręcz pośrednictwa w tej dzikiej awanturze. Delicki jest bardzo zdolnym chłopcem, i widywałem, jak sobie dawał radę w lepszych towarzystwach literackich, niż tutejsze, w Paryżu; widywałem go i w salonach. Wczoraj jednak nie udało mu się. Mówił dobrze, ale jakże można zapoznawać się z taką podejrzaną brodą! Przecie widać po wierzchu, że to nie człowiek, ale zwierzę. Trzeba było odrazu nic nie odpowiadać, ignorować jego obecność, — a ten, myśląc, że go skonfunduje, przedstawia mu się. Palnął głupstwo i ma za swoje. Takich Kołczanowiczów nie trzeba ani widzieć, ani znać, ani z nimi gadać, ani bić się. A gdy się zacznie od prezentacji, jak pomiędzy równymi sobie, można konsekwentnie dojść do najgłupszego w świecie pojedynku. Ale nie! urządzimy to, naprawimy.
Chodził po pokoju, ciągle jeszcze bardzo wzburzony.
— Jednak Delicki musi go przecie zaraz wyzwać? — rzekłem.
Podfilipski odpowiedział:
— Tak. Ciekawym sekundantów. Jeżeli ten Indjanin wybierze sobie dwóch takich samych Papuasów za piastunów swego honoru, to będą miłe pertraktacje... Tak, panie — nawet żeby się z kim strzelać, trzeba być z jednej sfery, mieć choćby zbliżone pojęcia.
I rozmowa nasza wzbiła się do wyżyn filozoficznych. Pan Zygmunt nie opuścił nigdy sposobności podyktowania mi jakiego rozdziału niniejszej książki, jakby ją przewidywał w niedalekiej przyszłości.