mówić, skoro pani bierze wszystko ze strony humorystycznej? — zatem ujęła nas pani swą osobistą wartością.
Kadzidło, chociaż w dozie znacznej, bywa znośne, jeżeli jest wybornego gatunku. Niepodobna było zresztą gniewać się, i pani Eliza odpowiedziała uprzejmie:
— Pochlebia mi, że pan na nas tak łaskaw.
A Podfilipski przybrał teraz ton niby opryskliwy:
— Co to jest: łaskaw? Dlaczego łaskaw? Kiedyż pani przestanie drwić sobie ze mnie i zniechęcać moje najskromniejsze, tłumione przemocą wyznania przyjaźni i podziwu? Wracam do poprzedniego: muszę pozostać skrytym wielbicielem, skoro jawnym być mi nie wolno.
Kończył się mazur. Pani Eliza wstała z fotelu, idąc na dalszą służbę. Powstawszy, obróciła się do Podfilipskiego i zarazem, spostrzegłszy mnie, stojącego za nim, odezwała się do mnie:
— Panie! tu, na tem miejscu, dawałam ucho podszeptom szatana!
I, śmiejąc się, przeszła do sali balowej, aby poprosić starszyznę na kolację.
Pan Zygmunt miał w oku jakby łzę. Rzekł mi:
— Cóż to za miła kobieta!
Ogromnie się przekonał do pani Elizy.
Kolację podano na trzysta osób w całym rzędzie pokojów, przejść, a nawet na przypiętrzach schodów, gdyż sala jadalna pomieścić mogła z trudnością sto nakryć,