Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/217

Ta strona została przepisana.
ŻYWOT I MYŚLI PODFILIPSKIEGO203

— Nie wątpię, nie wątpię — znamy przecie twą gościnność i talenty. No, ale trzeba będzie coś wymyślić tym razem, żeby zakasować Kostków.
— O zakasowanie wcale mi nie chodzi, ale skoro już mówimy o szczegółach, wszystko to idzie wybornie, tylko nie lubię tej mody, że pani domu nie siada do stołu.
Pan Zygmunt odpowiedział:
— Macie lepszą swoją służbę, a oni są tu przyjezdni i w najętem mieszkaniu.
— Najęte mieszkanie nic nie ma do służby — rzekł Granowski. — Służbę muszą mieć przecież swoją na wsi, w jednej i drugiej swej instalacji, więc...
Tymczasem do naszego stołu zbliżał się gospodarz domu.
— Henryku! — krzyknął Fred — chodź tu na ratunek! Uspokój Podfilipskiego, który taką robi reklamę twoim gobelinom, kuchni i tobie samemu, że nie daje nam przyjść do słowa.
Kostka skłonił się dość sucho, a potem zapytał wesoło, nie zwracając się do nikogo w szczególności:
— Macie tu wszystko, czego wam potrzeba?
— Ależ pływamy w rozkoszy — odezwał się Granowski.
Twarz rozjaśniła mu się szczerym uśmiechem i rzekł głosem dobrze dźwięczącym:
— No, Henryku! Tak, jak pierwszy po waszem przybyciu wniosłem dla was toast, tak teraz na zakończenie karnawału, piję za twoje i twej żony zdrowie.