Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/223

Ta strona została przepisana.
ŻYWOT I MYŚLI PODFILIPSKIEGO209

szych towarzystw tu istniejących, które dawniej coś znaczyły, miały coś wspólnego ze sobą, jakiś przynajmniej ogólny ton.
— Masz słuszność — rzekł Henryk — to są rozbitki, synowie dawnych pokoleń i remanenty najróżniejszych kół i kółek. Ponieważ jednak ci ludzie nie są skupieni w imię niczego, nie mają nic ze sobą wspólnego, jak tylko plotkę i krój fraka, razem więc są niczem.
Jeżeli mówić będziemy wogóle o Warszawie, o całym spisie ludności i wybierać z niego dodatnie typy, a jeszcze pojedziemy na wieś po znajomych — to co innego. Napełnimy nietylko salon, ale i salę obrad i — będziemy wtedy o tych panach i paniach inaczej mówili. Weźmiemy dużo z dzisiejszych gości, nie pominiemy też siebie, nas tu pozostałych, — nieprawdaż?
Odezwałem się:
— To nowe, idealne towarzystwo powinni państwo stworzyć, skupić przynajmniej pierwsze jego zaczątki około siebie.
— Ach, mnie już tak ręce opadły po przyjrzeniu się temu, co jest. Tak mi już pilno stąd wyjechać — rzekła pani Eliza.
— Ale państwo będą na letnich wyścigach?
— Nie sądzę.
— Więc dopiero na jesień, albo na przyszłą zimę?
— I to niepewne.
— Kiedyż zatem zacznie powstawać to przyszłe towarzystwo?