Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/224

Ta strona została przepisana.
210JÓZEF WEYSSENHOFF

— Mój kochany — rzekł Henryk — tego nie stworzy jeden człowiek, ani jedna para ludzi. Potrzeba wspólnych działań i jeszcze jednego czynnika: miłości — nie wzajemnej adoracji, ale miłości ogólnego celu, ale wzajemnego zaufania ludzi dobrej woli, bez względu na koterje i sfery — potrzeba męskiej zgody.
Na tem wielkiem słowie przerwaliśmy rozmowę.
Był już dzień jasny. Państwo Kostkowie powstali, aby nas pożegnać, wzięli się pod ręce, i pani Eliza oparła się mocno o ramię męża. Ten nie lubił wynurzeń: był zawsze wobec ludzi pozornie zimny, nawet z żoną. Ale przez chwilę spojrzał na nią, na jej cudowne włosy, przybliżone do jego twarzy, spojrzał wzrokiem rozbrojonym, prawie rzewnym.
Musiał się jednak zaraz przed nami wytłumaczyć:
— Wspieramy się, bo każde zosobna nie doszłoby do progu.
Pożegnałem się pośpiesznie; to samo uczynili dwaj młodzi kuzyni, którzy w skupieniu lub przez sen wysłuchali naszej rozmowy — i we trzech zbiegliśmy nadół.
Pozostał mi długo w mózgu odbity obraz tej pięknej pary ludzi, która przez burze i niepospolite przeszkody odnalazła się i dobrała. Dźwięczał mi też w ustach dzielny głos Henryka i rozważałem jego słowa. Zdawało mi się zpoczątku, że teorja Kostki zbliżała się do teorji Podfilipskiego. Ta sama krytyka nieco bezwzględna, to samo wyniesienie się ponad społeczeństwo i dążności reformatorskie. Ale Henryk, mimo, że wię-