Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/227

Ta strona została przepisana.




XVII.
OKOŁO WIELKIEJNOCY.

Była Wielka Sobota. Wczoraj jeszcze deszcz, pomieszany ze śniegiem, chłostał po ulicach licznych przechodniów. Mimo niepogody tradycyjne „groby“ musiały być zwiedzone, więc przestrzeń od Św. Krzyża aż do katedry roiła się od mężczyzn skulonych, z podniesionemi kołnierzami i od kobiet, zebranych w sobie pod parasolkami. Ale wielkopiątkowa pogoda ustąpiła dzisiaj wiosennemu słońcu, tłumy jeszcze liczniejsze wyległy na chodniki, stroje zakwitły wiosną i serca wesołością.
Środkiem ulic jechało wiele powozów. Domy, nieodmalowane jeszcze po zimowych przypadkach, mieniły się w słońcu różnemi plamami. Wejścia do kościołów były oblężone zbitą masą ludzi, nad którą chwiały się unoszone w ręku męskie kapelusze, jak czarne bąki, krążące około kwiecisto przystrojonych głów kobiecych. Przez tłum przebiegał czasem chłopiec od cukiernika z tacą na głowie, mignął biały baranek z chorągiewką, stojący na pstrokatym mazurku, i zaleciała woń smakowita tłustego pieczywa. Radosna pobożność falowała przez ulice.