Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/231

Ta strona została przepisana.
ŻYWOT I MYŚLI PODFILIPSKIEGO217

potrzebną dla mas. Jest to jeden z tych hamulców dla tłumu, jeden z tych wielkich wynalazków dla zawiązania oczu słabszym i grubszym naturom, jeden z tych wielkich systemów klatek, trzymających na uwięzi menażerję bożą, któraby bez tego dawno wzajemnie się porozdzierała.
— Tak, to się wiąże z teorją pana o wieczystej walce egoizmów — nadmieniłem.
— Naturalnie, że się wiąże — wszystko się u mnie wiąże tu.
Wskazał na czoło.
— Jednak — rzekłem — nawet ze swego stanowiska robi pan Kościołowi dużą reklamę. To chyba nadludzka siła potrafi świat trzymać na uwięzi przez dziewiętnaście wieków.
— No — dziewiętnaście wieków! — o tem możnaby jeszcze długo mówić. To już inna materja. Nie będę ja Husem, ani Lutrem; przechodzi to nawet zakres moich ambicyj. Ja zawsze zgadzam się w takich rzeczach z systemem istniejącym, prawie każdy bowiem jest dobry, gdy go przyznaje nad sobą wielka masa ludzi, albo gdy go toleruje w braku lepszego. Ale brniemy w historjozofję, w socjologję, tymczasem religja nasza czeka na nas. Mamy jeszcze niezbędne trzy stoliki kwestarskie, a te są, niestety, w trzech oddalonych kościołach.
Siedliśmy do dorożki. Niby bryła lodu ciężyła mi na mózgu zimna logika pana Zygmunta. Po długiem milczeniu odezwałem się: