Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/233

Ta strona została przepisana.
ŻYWOT I MYŚLI PODFILIPSKIEGO219

łecznego, który i mnie przysługuje: przysparza mi korzyści, a wkłada na mnie ciężary. Te ciężary znoszę, póki opłacają mi je sowicie korzyści; gdy bilans wypada na moją niekorzyść, zrywam kontrakt. Naturalnie, że zrywam go dyskretnie, nie całkowicie i ostrożnie. Skandal jest głupstwem i niezgrabstwem. Ale gdybym miał wymienić, co uważam za swój stały, jak to mówią, święty obowiązek, doprawdy, nie umiałbym odpowiedzieć... Chyba pracę nad rozwojem własnego indywiduum — chociaż i to instynkt wrodzony, a nie jakiś gwałt zadawany sobie dla zadośćuczynienia urojonej konieczności posłuszeństwa komu lub czemukolwiek.
— Panie! ależ to teorja zupełnie przewrotowa, przeciwna pojęciom nietylko władzy, powagi, ale nawet ładu i składu społeczeństwa.
— To też nie trzeba tego mówić głośno.
Wchodziliśmy właśnie na święcone do mieszkania państwa Szreńskich i zastaliśmy tam zebranie liczne, ale dość ciche, przytłumione przez powagę człowieka i domu. Pan Zygmunt swą filozofję zostawił w przedpokoju — gdzie tam! — na ulicy. Pocałowawszy w ramię gospodarza domu, wysłuchał z widocznym szacunkiem kilku jego uprzejmych słów przywitania, usiadł na uboczu, i wmieszał się do rozmowy dopiero wtedy, gdy go zagadnięto, czy czytał nową encyklikę Ojca Świętego.
Czytał ją, był nawet bardzo dobrze z nią obznajmiony, chwalił ją wymownie — wywarł korzystne wrażenie.