Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/234

Ta strona została przepisana.
220JÓZEF WEYSSENHOFF

Gdyśmy wychodzili, spoglądałem na niego zukosa, a on, przewidując wahanie mojej myśli, rzekł z uśmiechem:
— Ma mnie pan za hipokrytę?
Coś odmruknąłem.
— Bo to widzi pan: u mnie znaleźć można na stole i encyklikę, i Renana, i „Vie Parisienne“ — mam nawet starą książkę do nabożeństwa. Może to dziwaczne, a może świadczy o pewnem... bogactwie myśli. Mówiłem zresztą panu, że zgadzam się z systemem panującym. A co do tego, że nie wygłaszam poufnych poglądów tam, gdzie mnie nie zrozumieją, to jest prosty savoir vivre.
— Nie przeczę, ale poco wygłaszać przeciwne swoim zasady?
— Żeby łudzi pocieszać. Poco ich martwić?
— Dobrze, nie mówię o dniu dzisiejszym, ale wogóle...
— Wogóle niema prawie nic, wszystko jest w szczególe. I teraz chodź pan ze mną na obiad, który zarządziłem dla wybranych moich, albowiem powiedziano jest: wogóle spożywać będziesz święcone w pocie czoła twego, a w szczególe znajdziesz colmary w hotelu Brühlowskim i Falbankę, która powróciła wczoraj z Cisowa. Tylko to sekret!