Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/236

Ta strona została przepisana.
222JÓZEF WEYSSENHOFF

Mówił miękko i pieszczotliwie, akcentem zagranicznym; ubrany był oryginalnie: koszulę miał z niekrochmalonym gorsem w zakładki, smoking ciemno-bronzowy, dużo breloków. Twarz nie nosiła na sobie innego piętna, tylko staranne utrzymanie czarnych wąsów i włosów. Mógł mieć około trzydziestu lat.
— Bez żartów, proszę was o to, abyście nie wspominali, że Falbanka tu była. Dzisiaj, jako w dzień świąteczny, ma urlop, wychodzi na miasto, niby do krewnych. Bo ci państwo, u których się znajduje, są także w Warszawie. Gdyby się tam dowiedziano, że zamiast do krewnych poszła „z panami do gabinetu“, byłoby to przykre. Znacie wszyscy ciasnotę pojęć u nas. Ostatecznie, przyjdzie sobie tutaj do starych znajomych, zje obiad i powróci do swoich obowiązków. Ale cóż chcecie! nie darowanoby jej tego: straciłaby zapewne miejsce.
— Ogromnie ciekaw jestem ją zobaczyć — rzekł Fred, zacierając ręce. — Pani Anna guwernantką! ça vous a un montant... Poprosimy ją, żeby nam dała próbną lekcję! Oh! mes enfants...
Zanucił zwrotkę znanej piosenki z paryskiego Chien noir.
— A wiecie — rzekł Podfilipski — że zmieniła uczesanie włosów? nie nosi już tych przyklepanych niobków na uszach, tylko wszystkie włosy czesze do góry, zwyczajnie. I taka jest z tem młoda, taka młoda, że wygląda na pensjonarkę.
— Brawo! — krzyknął Zbarazki. Usiadł do forte-