Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/24

Ta strona została przepisana.
10JÓZEF WEYSSENHOFF

mgle, niekształtne, znacząc tylko swe miejsce rozlaną, różową plamą.
„Wsi spokojna, wsi wesoła!“ Trzeba świeżości ranka i świeżości serca, żeby cię odczuć i pokochać, bo piękna nie jesteś, według tego, co pospolicie za piękne ludzie uznają w przyrodzie. Nie zwabisz żadnego turysty; rozkochasz chyba marzyciela, co lubi oko puszczać po gładkich, bezgranicznych przestrzeniach, malowanych zbożami, zielonością i słońcem. Czuje cię jednak taki Chełmoński, najbardziej mazowiecki z malarzy, czują cię także może ci dwaj młodzi, co wyjechali konno z flintami przez plecy i ciągną drożyną polną, wąską, jak miedza, milcząc. Konie ich także zdają się marzyć.
Wybrnęło słońce ze mgieł, coraz bardziej złote na polach i w powietrzu. Kraj trochę zmienił się, zafalował. Są tu wąwozy zielone i folwarki z czerwonemi dachami, i ogrody żyzne. Piękne holenderskie krowy poważnie przyglądają się przechodzącemu pociągowi, myśląc, że te pędzące machiny zakłócają spokój pól, a nie wiedząc, że właśnie w pociągu siedzi ktoś, który ten spokój wchłania przez otwarte okno wagonu i opisuje ozdobną polszczyzną.
Ma się pod koniec lata; na polach już trochę tęskno, po zżętem zbożu zalegają żółto i różowo cieniowane ściernie, ale kartofle jeszcze zielone, nasienne koniczyny pałają nie panieńskim już, zawsze jednak świeżym rumieńcem, a do prosa, strojnego w kity o miedzianych błyskach, zbiec się musiały wszystkie przepiórki i kuropatwy. Może też są i cietrzewie w tych prosach na