Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/241

Ta strona została przepisana.
ŻYWOT I MYŚLI PODFILIPSKIEGO227

chciałbym, aby te ozdoby były rzeczywiście ładne, przyjemne, żeby wywierały odrazu wrażenie na każdego, a nietylko na współmalarza, współrzeźbiarza, jednem słowem na ludzi tego samego fachu. Co mi z tego, że ten sławnie rysuje, kiedy nie mogę patrzeć na jego tematy? Co mi z tego, że tamten, jakiś „wibrysta“, wynalazł bardzo silną plamę słoneczną, kiedy ja widzę tylko malachit, jajecznicę i farbkę do prania, zamiast krajobrazu? Dla mnie obraz powinien być tak zgrabny, harmonijny i ozdobny, jak naprzykład zegar ścienny z epoki Ludwika XV. Może to mój gust indywidualny? może nie jestem znawcą? Chociaż wiem, że, jak kiedy co kupię, albo co wynajdę u antykwarjusza, nigdy nie przepłacę i winszują mi nabytku. Oko mam. Na co mi się znać po malarsku na obrazach, po rzeźbiarsku na rzeźbach, po gisersku na bronzach? Czy ja to będę sam robił?
— Jest jednak zadowolenie estetyczne, które podnosi ducha, nietylko zachęca do posiadania pewnego dzieła. Stojąc naprzykład przed Hermesem Praksytelesa... — zacząłem był mówić, ale przerwał mi Podfilipski:
— Ech, panie, żeby to nie był ów sławny Praksyteles, toby pan sobie tyle nie wobraził o posągu, i podniesienie ducha byłoby mniej znaczne. Ja lubię sądzić według moich własnych zasobów intelektualnych. Podoba mi się coś — zatem jest piękne. To zasada prawie chłopska, a jednak prawdziwa. Często przez zbytnią spekulację omijamy prawdę, tuż pod ręką leżącą.