Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/249

Ta strona została przepisana.
ŻYWOT I MYŚLI PODFILIPSKIEGO235

jeszcze się rozbeczy... Nie, ja tego nigdy nie potrafię. Wiesz co? ty ją znasz, możebyś ty...
— Ależ, mój Tomaszu!
— Nie — głupstwo.
Sam się roześmiał na chwilę i chodził dalej po pokoju nieszczęśliwy, przybity. Dbał zapewne o panią Annę, jednak się w niej ani trochę nie kochał (onby kochał inną, niż Alinę!). Zatrzymanie pani Darnowskiej w Cisowie nie było wyraźną dla niego korzyścią, bo równie dobrą nauczycielkę do drobnych dzieci mógł łatwo znaleźć. Poprostu ten człowiek miękkiego serca cierpiał na myśl pewnego okrucieństwa, połączonego zwykle z wymiarem sprawiedliwości; ten estetyk wzdrygał się przed zduszeniem ładnej, bezbronnej ptaszyny.
Nie mogąc tu nic poradzić, zostawiłem go w tym stanie i poszedłem odrazu do pana Zygmunta. Jest on i zręczny i wymowę ma przekonywującą: rozwikła to położenie, które ostatecznie sam zaplątał. Pokładałem w nim nadzieję.
Ale mieszkanie jego było szczelnie zamknięte. Z przykrością dowiedziałem się od stróża, że pan Zygmunt wyjechał ze strzelcem swym Hansem na kilka dni do Berlina. Musiał być wezwany pilną depeszą, bo przedwczoraj jeszcze nic mi o tym wyjeździe nie mówił.
Zrobić coś dla pani Darnowskiej nie było w mojej mocy; — nie czułem nawet prawa do tego. Czyż ja znam ostatecznie jej życie? Czy mogę działać na jej korzyść, a na niekorzyść Tomaszów? Wydawała mi się tylko bardzo biedną istotą, więc mi jej los stał na myśli