Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/259

Ta strona została przepisana.
ŻYWOT I MYŚLI PODFILIPSKIEGO245

do tego tapczanie. Osobny był stół z przyrządami toaletowemi, osobny stolik do herbaty i gazet, osobne półki do perfum i znakomita kanapa do wypoczynku po kąpieli. Rozstrzygano kwestję wyboru kąpieli stosownie do pory roku i usposobienia. W tem wytwornem i pachnącem wnętrzu pan Zygmunt, ubrany w długi płaszcz biały, wyglądał niemal posągowo. Czułeś, gdyś go widział, że o takiej elegancji XIX wieku w przyszłości pisać będą książki.
W chwili, o której mówię, mieszkanie wyglądało smutnie. Pan Zygmunt opuszczał je na czas nieokreślony. Zapalono wiele lamp bez zwykłych dyskretnych efektów światła; potrzeba było dzisiaj tylko banalnej jasności, bo pakowano meble i obrazy. Hans majestatycznie dowodził tragarzami i służbą podrzędną, pan Zygmunt zaś siedział w gabinecie przy biurku i przebierał papiery.
Przyszedłem ułożyć się z nim o dzień i godzinę naszego wyjazdu. Podfilipski miał wyraz twarzy szyderczy. Z pomiędzy papierów wyjął niewielki zeszyt i zaprosił mnie na herbatę. Przeszliśmy do sali jadalnej, z której nic nie ruszono, bo malowidła tam były oprawne w drewniane ozdoby ścian. Były to „martwe natury“, zakupione na licytacji w „Hôtel Drouot“. Jak zwykle więc patrzyła na mnie z ponad drzwi ogromna kapusta między holenderskim rondlem i zabitym zającem. Ucieszyłem się niemal, że tę znaną mi jarzynę widzę jeszcze na swem miejscu.
Odezwał się Podfilipski, kiwając głową: