Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/273

Ta strona została przepisana.
ŻYWOT I MYŚLI PODFILIPSKIEGO259

przykład Fredowi, że powinien dłużej posiedzieć zagranicą.
— Boi się rodziców — nadmieniłem.
— To niech przestanie się ich bać — jest już przecie pełnoletni. Oto jest właśnie sytuacja typowa. Młody człowiek bardzo zdolny, mający szczęście do ludzi, rwący się do życia i obdarzony różnemi osobistemi i stanowemi przywilejami, trzymany jest na uwięzi przez starych, którzy reprezentują także pewne dodatnie nasze cechy, ale też i dziwaczne przesądy. Żyć w kraju i dla kraju! — to brzmi niby pięknie, a w samem zdaniu jest prawie contradictio in adjecto. Żeby wiedzieć, jak żyć, trzeba już koniecznie wyjrzeć z naszej budy. Można do niej powracać, naprawiać ją na wzór innych, widzianych podczas zewnętrznych wędrówek — ale żyć w niej bez przerwy znaczy — razem z nią pleśnieć. Wracam do wspomnianego przykładu. Fred kieruje się na wielkiego pana, czyli na człowieka, który powinien być wzorem dla innych. Musi więc znać i salony paryskie, i pola wyścigowe angielskie, i polowania na Śląsku; musi poznać i porównać wyższe sfery wszystkich krajów, nabrać ich przeciętnych pozorów i przekonań, musi znać la grande vie i różne jej gorączkowe komplikacje — co mu nie przeszkadza bywać po uniwersytetach, uczyć się socjologji, prawa, czego chce. Ale nie uniwersytet jest szkołą życia, tylko obracanie się w najgorętszych wirach cywilizacji, picie u źródeł jej najwyższych wyskoków. Ja nie żartuję, panie, ja mówię prawdę. — Przez bulwary paryskie płynie nauka szersza, mądrzej-