Na stacjach pogranicznych poddaliśmy się nudnym formalnościom paszportowym i rewizyjnym. Pomimo tych zajęć, zwróciły uwagę naszą niektóre oznaki uszanowania, oddawane nieznajomemu, którego mieliśmy przez cały czas za niemego świadka rozmowy.
— Kto to może być taki? — pytał Podfilipski. — Dowiemy się przy oddawaniu paszportów.
Ale paszport zwrócono mu bez wymienienia nazwiska, zato z wojskowym ukłonem. Po rewizji w Szczakowej znaleźliśmy się znowu w jednym przedziale z nieznajomym.
Teraz chodziło na dobre Podfilipskiemu o wiadomość, kto to taki; postanowił więc przerwać kilkugodzinne milczenie naszego towarzysza i grzecznie zaproponował mu, jeżeli jedzie do Wiednia, abyśmy wzięli we trzech duży przedział sypialnego wagonu.
— Dziękuję panu — odrzekł nieznajomy — zmieniam pociąg w Trzebini.
— To pan jest mieszkańcem Galicji?
— Przepędzam tu pewną część roku. Wolnoż mi się wzamian spytać, czy pan jest Polakiem? — równie uprzejmie zapytał nieznajomy.
Zdziwiony Podfilipski odpowiedział:
— Naturalnie...
A tamten pan kiwnął parę razy głową, jakby się dowiedział wszystkiego, co wiedzieć pragnął; wyprostował się i znowu zapadł w swą nieruchomość. Ani słowa więcej nie usłyszeliśmy od niego.
Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/275
Ta strona została przepisana.
ŻYWOT I MYŚLI PODFILIPSKIEGO261