Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/285

Ta strona została przepisana.
ŻYWOT I MYŚLI PODFILIPSKIEGO271

Działy się ciągle rzeczy nadzwyczajne: tu numer 5 wyszedł na rulecie trzy razy z rzędu przeciw wszelkim rachunkom prawdopodobieństwa; tam cała talja trente et quarante była czarna z wyjątkiem środkowej jednej karty... Opowiadano to sobie cicho po kątach w różnych językach, z zaiskrzonemi oczyma, albo ze zniechęconym ruchem ręki i przekleństwem.
A złoto brzęczało ciągle i monotonny, podniesiony głos krupjerów zachęcał do stawiania, albo ogłaszał wynik gry.
Do sal, oświetlonych zgóry, wchodziło światło, jak do pracowni malarskiej. Rysy grających były przez to podkreślone ostremi cieniami, stawały się wymowniejsze. Na niektórych twarzach starych kobiet wyraz chciwości dochodził do tragicznego natężenia. Niektóre ręce, ściągające złoto, miały pozór szponów. Stoły, otoczone podwójnym wiankiem graczów, siedzących i stojących, wyglądały jak wielkie podłużne owoce, które obsiadły różnokolorowe owady: grube czarne żuki i pstre motyle. Poza nimi krążyły jeszcze tęczowe panny, od jednej zwartej kupy do drugiej. Gdy który żuk odpadł od kupy, obładowany łupem, otaczały go panny jedwabnym szelestem.
Przyciszone szmery rosną gdzieniegdzie w krótki hałas. Jakiś ogromny murzyn w kraciastem ubraniu i jaskrawej koszuli, stara się wytłumaczyć angielsko-francuską gwarą, że mu krupjer zabrał wygrane pieniądze; przechyla się przez szereg grających, cięży na ramieniu jakiegoś wytwornego pana, gniecie kapelusz