Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/288

Ta strona została przepisana.
274JÓZEF WEYSSENHOFF

nią bawić. Ale raz na dziesięć razy może pan wpaść w wenę i wygrać kilka tysięcy. Jeżeli się to zdarzy, odłożyć połowę wygranej już jako kapitał nietykalny, a do końca pobytu można resztę wygranej dodać do dziennych stawek. Tylko broń Boże, nie grać nazajutrz całą wygraną sumą. Tu trzeba mieć zasady twarde. Gra się z machiną, trzeba się stać machiną.
Przechodziliśmy nad morzem, cicho układającem się do wieczornego snu. Oddech jego był trochę świeższy, niż za dnia; oddalenia poczęły barwić się metalicznie.
— Tym rachunkiem (nie systemem) — ciągnął dalej Podfilipski — udało mi się raz w przeciągu miesiąca, z ryzykiem maximum sześciu tysięcy franków, wygrać ośmdziesiąt cztery tysiące. To już jest coś — pozycja w rocznym budżecie, nawet w majątku. Ale wogóle gra tutaj jest tylko niebezpieczną i kosztowną zabawą. Zupełnie co innego gra w klubach, z indywiduami znajomemi i po większej części — słabszemi.
— Słabszemi w technice gry? — zapytałem.
— Nie. I to się zdarza, ale na to trudno nawet liczyć. Mówię zresztą o prawdziwej grze, o hazardowej, której każdy nauczy się w przeciągu godziny. „Słabszemi“ nazywam indywidua mniejszej siły woli. Do gry trzeba mieć żelazną, nieubłaganą wolę, prawdziwy charakter.
Zamilkł. Jedyny to raz w życiu mówiłem z nim dłużej o teorji gry.
— A dzisiaj, jak panu poszło? — zapytałem.
Machnął ręką:
— Ech, klepałem przez godzinę, stojąc na miejscu.