Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/290

Ta strona została przepisana.
276JÓZEF WEYSSENHOFF

— On ma słuszność: dlaczego mamy jeść sami? Poczekaj pan. Widziałem w sali gry jedną starą przyjaciółkę, aktorkę z „Folies dramatique“. Chodzi ze śliczną osóbką, której nie znam, ale która, jako typ, kogoś przypomina — zobaczy pan. Jeżeli tylko jedzą obiad same...
Zakręcił się po salach, ukłonił się kilka razy, poczem znikł na chwilę i ujrzałem go wchodzącego innem wejściem w towarzystwie dwóch kobiet.
Przedstawił mnie i rzekł do mnie po polsku:
— Siądźmy tyłem do sali, bo są tam znajome panie z Warszawy, którym kiedyś (oby jak najpóźniej!) będziemy musieli złożyć uszanowanie. Zresztą mnie wszystko jedno. Tu jesteśmy na prawach europejskich, a zobaczy pan, jakie interesujące kobiety.
— O, njé po polsku! — rzekła starsza.
Zaczem rozmawialiśmy po francusku. Starsza, już przejrzała, ale pięknej postawy i rysów, wyglądała na to, czem była: na sprytną aktorkę. Młodsza, zwłaszcza zdaleka, przypominała rzeczywiście trochę Falbankę. Ten sam wzrost i kibić, to samo uczesanie i kolor włosów; ale była bez porównania śmielsza, wygadana i nie patrzyła, jak tamta, prosto w oczy.
Ażeby ułatwić rozmowę, i ażeby każdy miał mniej więcej wyobrażenie, z kim je obiad, Podfilipski przedstawił mnie, jako „poetę“, a aktorka powiedziała, że „jej młoda przyjaciółka studjuje życie przed oddaniem się zawodowi artystycznemu“. Były to już jakieś informacje.