Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/292

Ta strona została przepisana.
278JÓZEF WEYSSENHOFF

zajmuje to ładne stworzenie ze wszelkiemi wdziękami i narowami, więcej się nauczy z dzisiejszej naszej rozmowy, niż z psychologicznych bzdurstw, uprawianych po warszawskich buduarach. A żeby pan tę słyszał, jak się rozgada w innym kierunku, to niczem „Vie parisienne“. A! i jeszcze ma talent: rysuje karykatury — i jeszcze drugi: świszczę wybornie. No widzi pan! — żeby jej tylko dodać powierzchowność młodszej — byłaby idealna. Z czego wynika, że z dwóch kobiet półświatowych można złożyć jedną światową, czyli że pierwsze są od drugich o połowę mniej warte. Robię dla pana to ustępstwo.
Przez cały nasz dwutygodniowy pobyt pan Zygmunt był w równie doskonałym humorze. Nawet teorja jego stawała się lżejszą, mniej kategoryczną. Nawet spiżowa jego filozofja roztańczyła się po miękkim kobiercu, rozesłanym wszędzie w tych krajach przepychu.
Tylko wobec gry stał twardo przy zasadach. Te jego zasady nie tańczyły, lecz zbite w szereg szły codzień do krótkiej utarczki z potworem, ziejącym złotem — i wychodziły zwycięsko. Raz tylko jeden, pod koniec mego pobytu, powiedział mi:
— Dzisiaj pierwszy raz przegrałem.
— Ile?
— Jak zawsze — dzienną stawkę.
— A ileż ona teraz wynosi?
— Dwa tysiące trzysta sześćdziesiąt franków.
Z tego wniosłem, że pan Zygmunt grubo wygrał, bo wiem, że zaczął od pięciuset franków dziennie.