Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/294

Ta strona została przepisana.
280JÓZEF WEYSSENHOFF

— Tak — rzekł Podfilipski — tu życie doszło do wspaniałego rozrostu. I moraliści, którzy sarkają na to piękne miejsce świata, są poprostu śmieszni nietylko dla tych, którzy ich mają sobie za bajbardzo, ale dla filozofa. Jakto? mnie ma być zakazany podniosły epikureizm, albo innym chociażby niższy sybarytyzm? Co to jest najprzód zakazany? Pytam, przez kogo i w jakim celu? Pomijam pytanie: przez kogo? bo słucham tylko powagi obowiązującego prawa, inne zaś prawa sam sobie dyktuję. Więc w jakim celu?
Przecie każdy myślący człowiek rozumie, że jesteśmy przeznaczeni do użycia rozkoszy świata, nie do zaparcia się jej. Tylko pierwotne, ponure filozofje uciśnionych narodów, jak pierwszych chrześcijan, wymyśliły sobie na pociechę umartwienia ciała i to jeszcze w oczekiwaniu szczęśliwej wieczności, dla osiągnięcia tejże. Wychodzi więc na to: przecierpię tu i poczekam trochę, aby mi było potem długo dobrze. Każdy pragnie, aby mu dobrze było i skoro tylko gdzie dorwie się do kieliszka wina, pije, a kielichy goryczy oddala od siebie. Tak już człowiek jest stworzony, czyli jego wewnętrzna istota tak jest zbudowana. To rzecz oczywista.
Zdaje się więc, że wino płynie tu, że można go się napić, że dla rozkoszy ciała nie brak niczego?
Ale nie wyłączam ja wcale potrzeb duchowych, a także nie twierdzę, żeby Monte Carlo było uniwersytetem, akademją, albo szkołą życia dla niedorosłych. Jednak dla myśliciela ile tu nauki! Patrz pan...