Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/32

Ta strona została przepisana.
18JÓZEF WEYSSENHOFF

— Pan?! — szeroko otworzył oczy pan Apolinary i wzniósł do góry ręce, zbrojne w nóż i widelec.
— Tak, panie. Oczywiście, przejrzę co rano telegramy, kurs giełdy — to są informacje konieczne. Ale żeby tak czytać jaki artykuł wstępny, jaką polemikę dwóch filarów danej instytucji o dach tejże instytucji, to mi do głowy nie przychodzi. Wolę już, nawet w Warszawie, czytywać zagraniczne gazety. A kiedy je czytuję tam, sprawiają mi prawdziwą przyjemność, dają mi sumę wszystkich walk, prądów, potrzeb chwili obecnej; są mi niezbędne, jak rozmowa z rozumnym i wszędzie bywającym człowiekiem. U nas zaś — co to jest? Sposób do życia dla ubogich... Szanuję wszelką nędzę, ale wolę się z nią nie spotykać codzień.
— Za pozwoleniem — odezwał się pan Jan, człowiek grzeczny — nie dobrze rozumiem, co pan nazywa nędzą? Nasze gazety bywają nudne. Ale cóż robić? żyjemy tu, trzeba coś wiedzieć, co się tutaj dzieje. A z gazety wyczyta się niejedno: i sprawozdanie targowe, i przepisy obowiązujące, i zawsze coś z polityki, chociażby krajowej.
— Tak — odrzekł Podfilipski — ale co się u nas dzieje? To, co już pierwej działo się gdzieindziej. A potem, gdy się coś dzieje, jak też mi podadzą o tem wiadomość? Z szarym sosem, po polsku. W Paryżu wezmę do ręki takiego „Intransigeant“ i przeczytam z rozkoszą wstępny artykuł Rochefort’a, poszukam nazajutrz, co mu odpowie Cassagnac w „Autorité“ — i będę miał przeciętną chwili, echo debat parlamentarnych, wraże-